W życiu każdego z nas jest obecny krzyż! Krzyż zadany nam przez kogoś innego albo przez nasze własne wybory; czasem krzyż nie jest niczyją winą i pojawia się z powodu jakichś wypadków życiowych lub po prostu dlatego, że jesteśmy tylko ludźmi i nie mamy jeszcze w sobie Boskiej doskonałości…
Często się zdarza, że gdy człowiek odkrywa swój krzyż, na początku stara się mu zaprzeczyć… Nie chce mierzyć się z bólem krzyża, więc udaje, że wszystko jest w porządku; że nie ma żadnego krzyża. Warto sobie w takich chwilach uświadomić, że jedną z tajemnic życia chrześcijańskiego jest prawda o niesieniu krzyża: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”
Niestety, po tym, jak człowiek uzna swój krzyż za realny, pojawia się kolejne zagrożenie: doświadczenie gniewu i niesprawiedliwości. Zadajemy sobie pytania: „Dlaczego ja?”, „Nie zasłużyłem na to!”, „Dlaczego Bóg pozwolił, żeby mi się to przydarzyło?” To bardzo naturalna, ludzka reakcja. Przypomnijmy sobie, jak reaguje św. Piotr, gdy Jezus po raz kolejny tłumaczy uczniom, że będzie już niedługo cierpieć i poniesie śmierć w Świętym Mieście. „Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie»” (Mt 16,22). Na tym etapie radzenia sobie z naszym krzyżem możemy być źli na innych, a nawet źli na Boga. Łatwo nam jest obwiniać, kiedy nie możemy zrozumieć, dlaczego cierpimy… Ale Bóg nie spowodował twojego krzyża, a obwinianie Go jest niesprawiedliwym oskarżeniem. Również obwinianie innych jest niesprawiedliwe. Zdaje się, że to obwinianie Boga wynika z tego, że boimy się stawić czoła prawdziwej przyczynie problemu; boimy się dotrzeć do prawdziwego źródła krzyża. Dla niektórych osób ten rodzaj wewnętrznej pracy i uzdrowienia wymaga także wsparcia odpowiednią terapią… Spójrzmy raz jeszcze na Jezusa. Czy widzimy Go kiedykolwiek obwiniającego Ojca za swój krzyż? Nigdy! Ojciec nie zabił swojego Syna – to rzymscy żołnierze ubiczowali Go, ukoronowali cierniem i ukrzyżowali. Ojciec nie wydał im rozkazów – rozkazy pochodziły od Piłata, chociaż Piłat wiedział, że Jezus jest niewinny. Ale idąc dalej wina nie leży całkowicie również po stronie Piłata. Niektórzy z przywódców żydowskich wysuwali fałszywe oskarżenia przeciwko Jezusowi tak, by został On skazany na śmierć… Obwinianie Boga za problemy świata to tylko przerzucanie odpowiedzialności – po to, by poczuć się lepiej; po to, by „poukładać” to wszystko sobie w głowie; po to, by było pozornie łatwiej?! Nikt jeszcze nie wymyślił adekwatnej i pełnej odpowiedzi, aby wyjaśnić tajemnicę ludzkiego cierpienia – wszystko, co mamy, to tylko fragmenty odpowiedzi… Czy w takiej sytuacji najlepszą postawą nie byłoby po prostu zamilknąć i przyjąć krzyż wraz z Chrystusem?!
Dzięki łasce Bożej możemy pokonać tę drogę: od zaprzeczenia poprzez gniew i poczucie niesprawiedliwości, aż po akceptację, czyli przyjęcie swojego krzyża! Wróćmy na moment do tej tajemnicy chrześcijańskiego życia: każdemu krzyżowi towarzyszy łaska! Jezus nie powstałby z martwych, gdyby nie umarł na krzyżu, a my chcemy uciekać przed łaską, która nas czeka, bo boimy się krzyża, który jest jakby mostem do niej prowadzącym. Jezus w noc przed śmiercią cierpiał w agonii w Ogrodzie Getsemani. „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39b). My również mamy prawo modlić się: „Niech ten kielich mnie ominie, Ojcze.” Pamiętajmy jednak, że łaska czeka na nas wtedy, gdy potrafimy dokończyć słowami: „Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie!”